Wszystko zaczęło się początkiem kwietnia 2020 roku, kiedy po uciążliwych krwawieniach z nosa postanowiłem zrobić sobie podstawowe badanie krwi. Był czwartek. Czekaliśmy właśnie na rozpoczęcie transmisji z nabożeństwa, kiedy dostałem telefon od pielęgniarki, która miała już wyniki badania. Powiedziała, że mam natychmiast udać się na izbę przyjęć do szpitala, ponieważ ilość moich płytek krwi jest tak bardzo niska, że jest to stan bezpośrednio zagrażający życiu (wylew krwi do mózgu był wysoce prawdopodobny). Razem z moją żoną pojechaliśmy do szpitala. Akurat rozwijała się pierwsza fala koronawirusa, więc żeby lekarze mogli mi udzielić pomocy, musieli wykonać test. Okazał się pozytywny. Zostałem przewieziony do Uniwersyteckiego Szpitala w Krakowie, który w tym okresie przyjmował pacjentów tylko z covidem. Diagnoza w tym czasie brzmiała: obwodowa cytopenia z dominującą głęboką małopłytkowością. Przez kolejnych 37 dni lekarze robili co mogli, aby mi pomóc. Jednak na niewiele się to zdało. Poziom płytek krwi ciągle wahał się między 4 tys. – 16 tys. (norma 250-400 tys.). W dalszym ciągu występowały krwawienia i gorączka. Dodam, że jest to najbardziej nowoczesny szpital w Polsce, a pracujący tam lekarze mają niejeden tytuł naukowy przed nazwiskiem. Wprowadzali oni coraz to nowsze metody leczenia, przetoczyli łącznie 16 jednostek płytek od dawców, stosowali bardzo drogie leki najnowszej generacji, ale nie było efektów.
Po 4 tygodniach Pastor naszego zboru przyjechał do szpitala i przekazał mi przez pielęgniarkę chusteczkę, nad którą modlili się wierzący (zgodnie z Dziejami Apostolskimi 19:12). Kolejnego dnia po rutynowym badaniu okazało się, że płytki pierwszy raz przekroczyły poziom 20 tys. i od tamtej pory nigdy nie spadły poniżej tego poziomu.
Ze szpitala wyszedłem 16 maja, na własne żądanie, a płytki krwi od razu się podniosły. W lipcu płytki krwi były już w normie! Od wyjścia ze szpitala minęło 1,5 roku, a płytki są cały czas dokładnie w normie (250 tys.). Zazwyczaj ciężka małopłytkowość kończy się przyjmowaniem silnych leków lub wycięciem śledziony, choć nie ma pewności, że problem zniknie. Dziękuję Panu, że co było niewykonalne dla jednych z najlepszych specjalistów w Polsce, On uczynił to dla mnie ze swojej łaski. Tych prawie 40 dni w pełnej izolacji było ciężką walką, ale mogłem wyjść z niej zwycięsko dzięki Bogu. Chwała Panu za Jego ofiarę na Golgocie!
Filip Wałach